Ciasto na ptysie wydaje się takie.. trudne, nieprzystępne i skomplikowane. Większość osób, które próbowały samodzielnie w domu zrobić ptysie, ma za sobą jakieś niepowodzenia. Ciasto pod wpływem ciepła piekarnika rozlało się na płaski placek. Ptyś od zewnętrznej strony jest pięknie upieczony, a w środku surowy. Zjarany od zewnątrz i surowy w środku (przerabiałam te etapy)... Jednostki co mniej cierpliwe postanowiły plunąć sobie na to i kupować ptysie w cukierni. Osoby, które się nie poddały (mówię tu też o sobie :))) mogły dojść do swoich idealnych proporcji. Ja dziś przedstawiam Wam swoje proporcje prawie idealne. Dlaczego prawie? Dlatego, że wolałabym, żeby te wgłębienia po tylce były wyraźniejsze, ale z czasem dojdę do ptysiów w pełni idealnych. Tymczasem moje ptysie prawie idealne trafiają do Was, podejrzewam że na Tłusty Czwartek będą jak znalazł :)
Jako że złapałam od córki ospę wietrzną, której w dzieciństwie udało mi się uniknąć, swędzi jak piorun, to snuję się po kuchni, uziemiona w domu, i coś pitraszę. Dzięki temu nie myślę o tym, jak wściekle swędzą te bąble, bo mam twórcze zajęcie :) Tylko czasami Tato, przechodząc, zawoła ''muchomorek'' :)
Przygotuj:
Ciasto ptysiowe:
- 1 szklankę wody
- 125g masła
- 1 szklankę mąki
- 4 jajka
Nadzienie:
- śmietana 30-36% (lub gotowa w sprayu, ale lepiej ubić samemu)
- cukier puder do smaku
- cukier waniliowy
- śmietan fix do usztywnienia
Do garnka wlewamy wodę i dodajemy masło. Rozpuszczamy masło, pilnując, by woda nie zagotowała się, dopóki masło się do końca nie rozpuści.
Po rozpuszczeniu krótko zagotowujemy zawartość garnka.
Zdejmujemy z ognia i dodajemy mąkę. Miksujemy do połączenia składników - na początku są takie małe glutki, zaciereczki i wrażenie, że guzik z tego wyjdzie, ale nie przejmujemy się i miksujemy dalej, ale cały czas na niewysokich obrotach.
Po chwili ciasto wygląda już lepiej, małe kawałeczki łączą się w większe. Możemy zamieszać łyżką, ciasto powinno być gładkie i miękkie. Po upewnieniu się, zamieniamy łyżkę na mikser i nadal na niewysokich obrotach ubijamy, aż ciasto zacznie odchodzić od ścianek garnka i stanie się lekko szkliste - cały czas uważamy, żeby nie przypalić.
Porządnie ubite ciasto zestawiamy z ognia i porządnie studzimy.
Moje po kilkukrotnym, byle jakim zamieszaniu łyżką zbiło się w taką ładną bryłkę, więc odstawiłam je do ostudzenia.
Do ostudzonego ciasta pojedynczo wybijamy jajka, każdorazowo dokładnie miksując. Małe i większe, błyszczące grudki są normalne. Nie przejmujemy się i robimy swoje.
Ciasto powinno być bardzo gęste i bardzo powoli spływać z łyżki.
Ciasto przekładamy do rękawa cukierniczego lub szprycy z tylką w kształcie dużej gwiazdki i wyciskamy kształty na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Pamiętajmy o zachowaniu sporych odstępów, bo ciasto w trakcie pieczenia wyrośnie :)
Pieczemy w 200 stopniach 15-20 minut, do zezłocenia.
Studzimy i nadziewamy bitą śmietaną. Nadziewamy jak najwcześniej przed podaniem, żeby nie rozmiękło nam ciasto. Posypujemy cukrem pudrem i podajemy.
Moja córeczka zlikwidowała 4 - uznała, że wyszły super ;)
Smacznego!!!!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz