Nie wiem, jak to się stało, ale uległam czarowi jogi. Wpadłam po uszy, zakochałam się, niemal zwariowałam na jej punkcie.
Próbowałam biegać - rok temu. Szło mi w miarę, ale nie porwało mnie to na tyle, by kontynuować biegi i niecierpliwie przebierać nogami w oczekiwaniu na wyjście, by świńskim truchtem przebyć te 2 czy ile kilometrów.